wtorek, 3 czerwca 2014

Potyczki sercowe w ciężkich czasach.

 Coś wisi w powietrzu, albo jakaś inna cholera, bo wśród znajomych moich synów, doszło do kilku rozpadów związków i to takich z kilkuletnim stażem. Mój Starszy już z grubsza pozbierał się po rozstaniu i przechodzi typowe zachowania wolnego "rozwodnika". Ślubu wprawdzie nie miał, ale był w związku przez siedem lat. Najpierw rozpaczał i płakał z niemocy, potem szalał i napawał się wolnością, jak dzieci cieszące się pierwszym śniegiem. Obecnie jest w stanie euforii i już sympatyzuje z jakąś dziewczyną. Młodszy mówi, że "idiota zaraz ją zaleje i tak to się skończy", a ja zaś już wysłuchuję o zaletach jego pocieszycielki. Podobno mądra, zaradna, śmieją się z tych samych rzeczy, zabawna i doskonale się dogadują. I piękna oczywiście. Wszystko ok. tylko, że ja już to słyszałam siedem lat temu. Tamta była przedstawiana niemal jak moja bliźniaczka, bo miałyśmy urodziny w tym samym miesiącu i na imię miała tak, jak ja z bierzmowania - ot i wszystkie podobieństwa, a tak zapewniał, jak wiele nas łączy. Mam tylko nadzieję, że w miarę szybko dojdzie do siebie i odzyska trzeźwy osąd, chociaż mogą to być złudne nadzieje.
 Dwóch jego kolegów jest w podobnej sytuacji: jeden pocieszył się równie szybko, jak mój Starszy, a drugi wziął nogi za pas i leczy rany w Niemczech. Ten pierwszy kolega jest na skraju załamania nerwowego i straszy samobójstwem, bo jego ojciec nie akceptuje nowej miłości syna. Widziałam ją w sobotę, bo wozi się z nią po wszystkich znajomych i przedstawia niczym księżną i powiem tak: nie mam pojęcia z jakiej drogi ją zgarnął, ale pierwsze wrażenie zapiera dech w piersi i można je opisać w kilku słowach: nie mam nic do ukrycia ;) Rzucił się na nią, jak szczerbaty na suchary i pewnie znowu zęby połamie, bo to, że ten związek zbudowany jest tylko na seksie, jest widoczne gołym okiem. Ona rozwódka, starsza chyba o sześć lat i ma synka, którego wychowuje ojciec. Oczywiście wprowadziła się do niego niemal z marszu. Nie dziwię się zatem, że jego ojciec zwyczajnie się wkurwił, gdy poznał nową "synową" i chciał ją zwyczajnie przegnać. Ojciec dał mu mieszkanie i samochód, ale w jego oczach jest chamem wtrącającym się w jego życie.  Bilans poprzedniego jego związku: roczne dziecko, ograbione z mebli mieszkanie i oczywiście kredyt na karku, który z pewnością spłaci właśnie ojciec. Jego była wyprowadziła się do mieszkających w slamsach rodziców po akcji, gdy policja zgarnęła ją pijaną spacerującą z dzieckiem. Po tygodniu mieszkania u matki, przeprowadziła się do nowego faceta. Taka makabreska, że tylko niewinnych dzieci szkoda.
 Ten trzeci ze złamanym serduchem wyjechał do Niemiec dzień po ponownym rozstaniu i wypisuje jakieś głupie raperskie teksty na fejsie. Dziewczyna zrywała i wracała do niego, bo podobno mają różne spojrzenie na przyszłość, a okazało się, że od jakiegoś czasu ma nowego adoratora. Porzucony poczuł ciężar doprawionego poroża i właśnie urażona duma kazała mu uciec daleko stąd, chociaż tu miał bardzo dostatnie życie. Następny, któremu w dupie poprzewracało się od dobrobytu i nie potrafi dzielnie znieść jakiejkolwiek porażki życiowej. Rzucił wszystko i wyjechał ot tak.
 Czy to ja jestem staroświecka i nie zauważyłam, że czasy tak zmieniły się nie do poznania? A może daliśmy swoim dzieciom za dużo dobrobytu i swobody? Nie żenią się i nie budują trwałych relacji, a po kłótniach wracają sobie do rodzinnych domów, jak po szkolnej wycieczce. Znajoma mówi, że teraz młodzi mają ciężkie czasy, a ja pytam: jakie ja miałam czasy? Wiedziałam, że po skończeniu szkoły mam zacząć naprawdę samodzielne życie i nikt mnie nie pytał,czy dam radę. Wiedziałam, że gdy nie kupię chleba, to nie będę go miała. Jak zwiążę się z facetem, to ma być ślub i wspólne życie, a nie latanie po kłótni do rodziców jak bumerang. Nawet nie opowiadałam się bliskim ze swoich problemów, a moi przychodzą do mnie z każdym głupstwem, tylko szkoda, że w sprawach ważnych i poważnych robią po swojemu i wtedy moje rady są im zbędne. Tak było ze wszystkim i inni też tak mieli, wszystko zdobywane małymi krokami i samozaparciem. A dziś młodzi chcą mieć wszystko na teraz i na już, a tak się nie da... Nie mam pojęcia, gdzie pies pogrzebany.

3 komentarze:

  1. czasy sie zmieniły po prostu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasy się zmieniają i my też się zmieniamy, ale czy wszystkie zmiany są korzystne? Sama nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Pozdrawiam

      Usuń
  2. przedmiotów już się nie naprawia, nie opłaca się, nie ma części i nikt nie umie ich naprawiać, tylko od razu się wyrzuca i kupuje nowe,
    i ze związkami zaczęło być tak samo

    OdpowiedzUsuń

"Awanturujący się goście będą wypraszani" Szanujmy się wzajemnie.